wtorek, 10 stycznia 2017

Reinkarnacja

Mnie nie obchodzi to, czy wpis ten ma jakąś głębię. Mnie obchodzi tylko to, czy moja wirtualna popularność dzięki niemu wzrośnie.

Jak feniks z popiołów albo jak kura bez głowy co niechcący w popiół wpadła pojawia się po - zdawałoby się - unicestwieniu nowy wpis na tym umartwionym ukatrupionym zaszlachtowanym słowem "finis" blogu - wpis.

Cześśś cały świat :)

Cały mój świat zniknął za szkłem, gdy nie ma Ciebie, mój blogu. Miałam założyć nowego, ale to trzeba wybrać jakąś tam graficzną oprawę, jeszcze na dodatek mieć pomysł, jakiś koncept, tymczasem inni ludzie konceptują bez konceptów, płodzą gnioty w internetach, a ja w refleksjach nad konceptem nie spłodziłam jeszcze nic.

A tyle już, tyle już wszystkiego się stało! Dzieci nowe się urodziły (sąsiadom), ludzie nazwiska po rozwodach pozmieniali (na innej ulicy), pincet plus wpadło w kieszenie (nie moje), pincet minus postów przez stagnację twórczą wpisów nie pojawiło się na wirtualnych kartkach (mym duchem pisanych)(ku żalowi gawiedzi).

I ja nie wiem teraz, czy to wypada, tak ni stąd ni zowąd śmieć twierdzić, że coś do powiedzenia ma się. Może to trzeba jakąś fotografię umieścić czy coś. Tyle hasztagów mnie już ominęło, lajków, szerów, folołersów!

Nie wiem od czego to zacząć, żeby to miało ręce, nogi, tułów jakiś,

Co się pisze na tym blogu?

Że spotkałam się z przyjaciółkami? Ze byłam dziś w pracy w Nędzy a później na korepetycjach? Że wyremontowana biblioteka w Nędzy ma jutro uroczyste otwarcie? Że chciałabym pracować w radiu?
Że na Insta polubiłam motywujące do pozytywnego myślenia strony i że daję te serduszka wpisom typu "If you never try you'll never know"? Ale zdjęcie w tle jest niezwykle urokliwe.(#lawofattraction000 check this out!)

No na pewno nie będę tu nic pisać o moim życiu erotycznym, choć wiem, że wtedy moja popularność od razu wskoczyłaby na satysfakcjonujący mnie poziom. Powiem tylko, że moje życie erotyczne żyje bujnym życiem :D dziś na przykład nosiłam męskie skarpetki bo mi damskich zabrakło. I to musi póki co wystarczyć.

Przyznam tylko, ze na nowo się rozmościć w pudełku wirtualnego ekshibicjonizmu czy tam aktu kreacji jest dość trudno, póki co wszystkie opuszki mam obtarte jak łokcie w wąskiej jaskini, choć jeszcze nie zaczęłam się nimi rozpychać. Ale... kto wie..if you never try you'll never know.

WIĘC: siema, ziomeczki! I'm totally back in the game! We'll see what happens next. Wy to szerujcie i lajkujcie, a ja idę na fajkę. Taką na niby, bo od prawdziwych robią się blaszki miażdżycowe i paraliżujące udary, a tego - mimo upływu czasu - niezmiennie tylko coraz bardziej - nie chcemy.

Na koniec jeszcze, żeby nie było, że jestem taka całkiem nienowoczesna wrzucam zagadkowe zdjęcie typu selfie  części mojej twarzy. Tło fotografii stanowi szafa i taka cupboard-szafeczka oraz zimowy kubek z Playa, z promocji do telefonu gratis, czy coś... Modelka (czyli ja) jest ubrana w sweter swojej przyjaciółki Ali Harz z Raciborskiej Telewizji Kablowej i zerka filuternie, acz z pewną dozą niepewności i rozwibrowanego oczekiwania na odzew czy sięgnąć po pióro znaczy klawiaturę warto było, jest i będzie. :*




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz