Svefn-g-englar
Jakoś w roku 1990, gdy miałam lat 6 a mój brat 3, przeprowadzili się nasi rodzice z nami z kawalerki do 3-pokojowego mieszkania. Choć pamięć potrafi płatać różne figle i moja na pewno też to robi kilka wspomnień z tego czasu jest wciąż żywych w mojej głowie. Pamiętam na przykład, że do tego nowego mieszkania przychodzili goście, wśród nich moi dziadkowie i wspólnie oglądaliśmy Dynastię. Pamiętam, że leciały już wówczas reklamowe bloki i kiedy podczas jednego z nich zapytałam swej rodzicielki: "Mamo, a co to jest PODPASKI?", najpierw zapadła głucha cisza, a później doszło do wybuchu śmiechu, który ucięła moja mama krótkim: "Będziesz starsza, to się dowiesz". Miała rację.
Pamiętam, również że z babcią odmawiałam paciorek. Nie pamiętam natomiast co leciało w Dzienniku Telewizyjnym, ale wiem, że musiało to być coś strasznego, bo kiedy połowa rodziny w orszaku odprowadzała mnie do mego własnego, pełnego pięknych zabawek i dużych lalek pokoiku, każdy z uczestników: babcia, babcia druga, mama, dziadek, wujek i tato musieli kolejno obiecać mi, że spełnią moją prośbę, która brzmiała: "Przyrzeknij, że jak będzie wojna, to mnie obudzisz". i Choć każdy z nich ochoczo obiecywał, głaszcząc przy tym po głowie i uśmiechając się, najprawdopodobniej nie do końca wzbudzali moje zaufanie, bo śniło mi się później, że ukrywam się z moimi koleżankami w piwnicach bloku, przemieszczamy się potajemnie sekretnymi przejściami znanymi tylko nam pomiędzy blokami, ba! pomiędzy podwórkami, w asyście owczarków niemieckich, które nie wiadomo już wrogiem były czy przyjacielem.
Nie wiem, jakiej wojny mogłam się wówczas obawiać. Coś musiało być. To wspomnienie wróciło do mne nagle, dziś, podczas korepetycji z angielskiego z panią Wandzią. Pani Wandzia jest ekstra, i to potwierdzają wszyscy na mieście. Nie jest żadną popierdółką i dziś gdy robiła placki ziemniaczane (I make potatoe pancakes, would you want, Kamila?), napomknęła o tym, że ziemniaki trza już w piwnicach na wojnę (potatoes for war) szykować. "Kamila, przepowiednie fatimskie znasz, sama mówiłaś, że Putin ci się śnił, masz jeszcze jakieś wątpliwości, że idzie wojna?" Przy tak postawionej sprawie przestałam wątpliwości mieć jakiekolwiek. Po wszystkim przyszlam do domu i powiedziałam do taty: tato ja się boję wojny, a on powiedział: budzić na wypadek wojny, tak się kiedyś mówiło. (Coś musiało być w moich dziecięcych lękach, jakaś hiperdojrzałość, intuicja, głęboki instynkt samozachowawczy), po czym powiedział, że nie ma co się bać, i że z tymi ziemniakami to już gruba przesada.
Kiedy podzieliłam się moimi obawami w smsie z Krzysiem, totalnie to olał. Wojtek napisał, że mnie obroni, Radek, że ciocia Angela wcieli Opolszczyznę do Niemiec i będzie nam łatwiej, a Odys, że to wszystko to makiawelizm
ukrainę podzielą i się skończy
niby tak pocieszali, pocieszali ale czy ich słowa mogą się równać z profetycznym ostrzeżeniem Pani Wandzi? ("What time is it Kamila? It's sex o'clock!")
Moj strach przed wojną jest wielopoziomowy. W związku z mą żalosną sytuacją, życiową - mam pytanie: czy jeśli nie mam ubezpieczenia z powodu mania w pracy umowy o dzieło, to w razie postrzelenia przyjmą mnie do szpitala polowego za darmo? i Czy ktoś będzie w stanie podzielić się ze mną ziemniakami z piwnicy, gdyż ja w ciągu mej hucznej kariery zawodowej nie za dużo uzbierałam, nawet ziemniaków? i Czy skoro jeste taka naprawdę super ekstra świetna uda mi się w końcu znaleźć robotę, w której pracodawca do kuhwy z nędzą wsią, niechętnie ale jednak opłaci zus? tak, no kuhwa - w razie W.
dziękuję za uwagę.
Informuję, ze sama rozpoczęłam intensywne poszukiwania. Obudziłam się. Na wypadek wojny.