niedziela, 13 października 2013

dwa pierwsze akapity są o książkach; możecie pominąć...

Dziś w nocy (albo wczoraj, nie mam poczucia czasu) otrzymałam ważnego sms-a: "Gocha, sorry, że tak późno! Widziałam dziś Inferno w Auchan za 27 zł..." Noooo, nareszcie dobre wieści - pomyślałam o poranku. Chyba nie muszę pisać, że pojechałam z rana do oszął i jako jedna z pierwszych klientek zakupiłam nowego Browna. Nie żebym była jego wielką fanką. Ale wychodzę z założenia, że nowości trzeba znać. (Swoją drogą, jak oszął to robi, że cena na książce 44,90, a sprzedają za bezcen?) Trochę mnie tam poniosło i wyszłam z 4 książkami. Wczoraj poniosło mnie też w Matrasie (tam Inferno za 33 zł), jakoś nie potrafię przejść obojętnie obok księgarni. Obawiam się, że to jakaś choroba. Taka nieuleczlana. Boję się, bo za 2 tygodnie wybieram się z autorką sms-a na targi książki do Krakowa. Całkiem poważnie myślę o ustawieniu sobie jakiegoś limitu na koncie.

Zmarła Chmielewska. Dowiedziałam się z fejsbuka. Kilka osób uznało, że trzeba to sobie wkleić w status. Na drugi dzień w pracy moja bardzo zmartwiona koleżanka, fanka Chmielewskiej, zapytała, czy słyszałam. No ja słyszałam. Czytałam nawet o tym. Ale niestety, książki żadnej nie przeczytałam, bo jakoś mi tak nie po drodze z kryminałami było... Koleżanka trochę się oburzyła, że polonistka, i że nie znam, i że powinnam... Ok. Obiecałam, że przeczytam. Obietnicę muszę spełnić, gdyż już następnego dnia koleżanka przyniosła mi coś o krokodylu. Znaczy tytuł taki. I wiecie co? Męczę to już 3 dzień. I nie mogę. No nie mogę. Czytam i myślę o tych milionach ludzi, którzy uwielbiają kryminały Chmielewskiej. Nie potrafię przebrnąć przez książkę, która nie ma rozdziałów, za to jest najeżona imiesłowowymi równoważnikami zdania (takie, że wiecie: wyszedłszy z domu, zobaczył psa). Poza tym, mam ją trzeci dzień i wciąż nie pamiętam tytułu. Ale przeczytam. Może jutro, bo mam wolne. Dzień Świstaka - ustawowo wolny.
Znaczy miałam wolne. Gdy zapisałam na kartce, co mam jutro zrobić, to okazało się, że nie zdążę na zajęcia na PWSZ (dlaczego wykładowcy nie obchodzą tego święta??).

Ostatnio los mi nie sprzyja. Po tym, jak wrzuciłam do blendera (miksera?) brokuły, śmietanę, bulion i nie domknęłam wieczka, myślałam, że już nic gorszego nie może mi się przytrafić. Ale jednak. Utknęłam wczoraj na autostradzie. Najpierw na 40 minut - to jeszcze było do zniesienia, bo uporczywie myślałam, co by tu zrobić. Za przykładem innych kierowców, wyjechałam pasem awaryjnym. Nabyłam nowych umiejętności: ponad kilometr jechałam tyłem. Za tę przyjemność zapłaciłam 15,10 - tyle kosztuje wjazd i wyjazd tą samą bramką. "Uprzejma" pani na tejże bramce poinformowała mnie, że spokojnie mogę jechać do Gliwic i tam wjechać na autostradę, bo ten korek to tylko tutaj. Pojechałam i wrąbałam się w prawie 2 godzinny postój. Myślałam, że mnie cholera weźmie, bo w aucie miałam tylko "Krzyżaków" i stary katalog z Ikei.

Jestem na serialowym głodzie. Niczego nie ma, na wszystko trzeba czekać. Kurde, gdybym chciała czekać tydzień na kolejny odcinek, to kupiłabym sobie telewizor!

G.

środa, 2 października 2013

Żeby coś tu fajnie było

Małgorzata odnaleziona, smok nie istnieje.

To dobrze. Dobrze.

Leżę przedsennie w mojej dwupokojowej kawalerce przy nowej nocnej lampce z pepko i jest mi miło.

Chciałabym teraz napisać coś takiego najmądrzejszego globalnospołecznoważnego aleee aleeeee aleeee takiego żeby wszyscy pomyśleli że jestem mądra i globalnospołeczna. Ale dupa mi z tego wyjdzie, z pustego to i Salomon się nie napije czy jak to tam.

Zamiast mądrych myśli przez głowę przechodzą mi następujące:

*a może by tak wyjść spod tej kołdry i w celach celebracyjnych zapalić rytualnego papierosa na postindustrialnym balkonie?

*ciekawe czy moja Stefanka już zasnęła w swoim domku?

*kto by umiał mi ten kurek wyciągnąć z umywalki bo się jakoś tak zaciął i nie chce wyjść a jeden mój kolega jest wykorzystującym ludzi egoistą i nie pomoże.

*a może by tak wyjść spod tej kołdry i w celach celebracyjnych zapalić rytualnego papierosa na postindustrialnym balkonie?

*ciekawe czy jeszcze mam talent aktorski

*nie spakowałam sukienki na tańce latynoskie

*czy twix w nocy ma mniej kalorii niż w dzień?

*a może ja nigdy nie miałam talentu aktorskiego

*a może by tak wyjść spod tej kołdry i w celach celebracyjnych zapalić rytualnego papierosa na postindustrialnym balkonie?

 *o czym jutro pisać te artykuły w tej pracy

*którędy się zapisuje do banku głosów żeby zostać lektorem i czytać książki albo opisy filmów przyrodniczych albo pracować w radiu jak Wojciech Mann

*podnieść te skarpetki i wrzucić do kosza czy niech se leżą do rana

*ciekawe co mój Remigiusz robi teraz w Szczyrku

*czy zapraszając ludzi na parapetówkę albo okołookolicznościową imprezę wypada napisać im że najbardziej z prezentów przyda mi się domestos proszek do prania mop płyn do podłóg miska i pralka panele lampa wisząca do pokoju okleina na meble i dywanik łazienkowy oraz fototapeta z nowym jorkiem albo petersburgiem bo muszę wybrać do którego z nich się wyprowadzić?

 *w sumie nie ma obowiązku żeby na te tańce mieć sukienkę pójdę w spodniach

Kończę te dyrdymały.  idę na balkon. Mam co palić, nie muszę wciąż jeść. Sztucznym miodem karmieni. Erzac, cholera, nie życie?... :)





O tym, że smoki to tylko w bajkach

Żyję. Ha! Mało tego! Żyję i mam się dobrze. Bardzo chciałam tutaj coś napisać kiedyś, ale ta praca, studia, korepetycje, kursy, seriale, projekty, cuda-wianki... i jakoś mi to umknęło. Ale Kamila czuwa, za co jestem Jej bardzo wdzięczna, bo dba o bloga kosztem licencjata. To duże poświęcenie, biorąc pod uwagę to, że oddala w czasie możliwość pisania sobie przed nazwiskiem magicznego LIC. Ja z kolei nie mogę się doczekać faktu, kiedy zostanę licencjatem. Tak, wiem... trochę za bardzo wybiegam na przód.

Jeżeli chodzi o poprzednią notkę. Mimo że nie czytałam jej z podkładem muzycznym, to poczułam się wspaniale. I od razu zaznaczę: ja nie mędziłam. Kamila czuła potrzebę. To miłe. Dawno już nikt tak pięknie o mnie nie pisał. Tylko trochę poczułam się jakbym już nie żyła i patrzyła na Was z góry (no bo przecież nie z dołu). I przez chwilę to mi się nawet smutno zrobiło, że już mnie nie ma między Wami. Blog ma się dobrze, trwa, a my z nim. W nim. Tylko niejaki Przemysław E., bliski kolega Kamili, napisał ostatnio na pewnym portalu, że nazwa naszego bloga jest skaszaniona i nie koreluje z treścią i ideą. Człowieku! Ty nie wiesz, jak bardzo skaszaniony mamy login i hasło do tego bloga! I też nie korelują z niczym. A są.

A teraz będę oryginalna: jest mi zimno. Ale tak zimno, że nie wiem, co z tym zrobić. W związku z tym siedzę, jem i przeglądam blogi kulinarne. W międzyczasie piekę ciasta i szukam tanich lotów do ciepłych krajów. Bo powiem Wam, że zwariuję, jeżeli w najbliższym czasie gdzieś nie polecę.

Nie mam telewizora, ale najważniejsze wydarzenia nie umykają mojej świadomości. I tak oto kilka dni temu świat obiegła przerażająca informacja o tym, że w Maku już nie będzie frytek. Zostaną zastąpione czymś zdrowym: owocami tudzież sałatkami. Świat zareagował oburzeniem, gdyż (cytuję!): "iść do maka na sałatkę, to jak iść do burdelu się poprzytulać". Ja również uważam, że atakowanie nas ze wszystkich stron tą zdrową żywnością jest niedorzeczne! I skandaliczne!

Włączyłam sobie właśnie ten podkład muzyczny Kamili. Bardzo życiowy refren.

G.

PS Smoki nie istnieją!

wtorek, 1 października 2013

Wspomnienie o Małgorzacie (Matyldzie, Ani i Anecie oraz Katarzynie Kasowskiej)

Tera się będzie działo.

Najpierw podkład muzyczny, och przekorny nieco, i bez podkładu nie czytać.

och kocham cię nad życie


1) Dawno, dawno temu, czyli jakoś w kwietniu ja i moja koleżanka Małgorzata B. założyłyśmy bloga, który zawojował świat. Pisałyśmy te posty namiętnie, a grono zakochanych w naszym widzeniu świata fanów, dopingowało nas w tej twórczości. W tym momencie czuję się zobowiązana nieco zwolnić szaleńczy dynamizm wpisu tego i głęboki ukłon wdzięczności wobec Czytelników złożyć, z prośbą o pozostanie z tym blogiem i czytanie go wciąż i pokazywanie znajomym (zwłaszcza jakimś wpływowym co by wymyślili jak na tym zbić fortunę, bo nie będę wiecznie służącą w tym domu).

I znów lecimy na łeb na szyję

miałyśmy bloga pisałyśmy maj zanosił się deszczem czytelnicy śmiechem ale pewnego dnia gosia pojechała do bułgarii i tam ją zjadł bułgarski smok i dlatego ona już nic nie pisze

Małgorzata była wspaniałą, zawsze uśmiechniętą, niezwykle inteligentną blogerką, która potrafiła utrzymać logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy swojego wpisu, co umiejętnością jest cenną niezwykle. Zawsze będę o niej pamiętać i ciepło myśleć, a jak tylko ją spotkam to urwę jej to czego smok nie zdążył za to że milczy <loflof>

2) Tymczasem tajemnicze choć w sumie już wyjaśnione zniknięcie Małgorzaty zrekompensowało pojawienie się na świecie Matyldy.

Odchodzę do moich spraw tydzień temu w nocy urodziła się
Gwiazda 


Matylda jest córką Kasi i Andrzeja, ma tydzień i widziałam ją póki co na fejsie. Zamiast rączek urosły jej białe rękawiczki, ma przybocznego kota obronnego i zadziorne zbuntowane spojrzenie.

Z twarzy Widota, ale temperament to po Gierszeskich zgarnęła i ja to widzę już od razu ale jak się poznamy osobiście to jeszcze potwierdzę pro forma


Do Matki Matyldy dzwonić miałam, ale bo to ja wiem czy to-to ma czas na pogaduchy o rozwarciu, rozstępach pupy cycki płaskie brzuszki gdy cud-zadzior obok absorbuje uwagę, robi kupę, jeść woła i w transcendencję uczuć przenosi? (transcendencja - sprawdzić znaczenie)

także - Matylda już jest. JEST. czeka do poznania.

3)Tymczasem do Sosnowca wyjechała moja Ania Starzyczny z Rydułtów na studia rosyjskie, a ja moje angielsko-rosyjskie męczę i domęczyć nie mogę. Nienawidzę pisać bibliografii. nienawidzę. Ale anusia już jest zakwaterowana w swoim pokoju w akademiku i mi powiedziała przez telefon o 21:45: ty, tu się nie da spać! Ja nie wiem, chyba wyjdę do tych ludzi i się z nimi zapoznam.
Jak to wszystko panta rhei. a jeszcze nie dawno, na pierwszym roku studiów, młodsza ode mnie o 7 lat Anna zastanawiała się, czy może mi mówić przez "ty"....


4) Aneta jest we Wrocławiu. Wyszła właśnie z fejsa i czyta "Wielkiego Gatsby'ego". Książkę. Takiego jakby to powiedzieć... Written-printed-booka. Ma to okładkę i strony z tekstem nadrukowanym tuszem na czarno. Siedzi, manualnie przerzuca kartki i czyta oczami i umysłem Kazała mi napisać, że jest kochana.

                                                    ANETA JEST KOCHANA I PIĘKNA
                              I NIE MA JESZCZE CHŁOPAKA BO JEST INTELIGENTNA.
                          ODWAŻNYCH POWAŻNYCH SAMCÓW PROSZĘ O KONTAKT
                                                        MOGĘ POŚREDNICZYĆ.      
                                                    TYLKO POWAŻNE OFERTY 18+.


5)Katarzyna Kasowska również jest inteligentna, to jednak nie odstraszyło jej męża Bartłomieja i wspólnie udało im się stworzyć rodzinę oraz córkę Antolinę de Barseląąąąąą, najpiękniejszą w swojej klasie.


Kaso, dziękuję Ci, ze zawsze jesteś pomocna i w ogóle chodzisz ze mną w krzaki i drukujesz co potrzeba. I właśnie mi się przypomniało, że indeks miałam odnieść do sekretariatu neofilologii, co zapomnialam dziś dzień z rzędu trzeci. @$^#^&$#%#$^!!!

dobra. napisałam o tych wszystkich osobach dlatego że o niektórych czułam potrzebę a reszta zawsze mi mędzi, żebym napisala :D

formalnościom stało sie zadość. w kolejnych postach będę się skupiać na tym co najważniejsze - czyli na mnie.

                                                                          na mnie



yyyyyyyyy, "na mnie" powiedziałam?

na miłości, miałam na myśli. i odnalezieniu małgorzaty. dead or alive.

                                 Smok i Małgorzata. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie.