piątek, 24 maja 2013

po północy. bez cenzury z dzielni

Krzysiek mówi, ze jak to słyszy, to jakby słyszał chłopaków z dzielni

nuta z dzielni

a ja siedzę, a ponieważ też poznałam chłopaków z dzielni, to wrzucam.

nie piszę na blogu, bo piszę w licencjacie.

ale Małgośka mnie wywołała.

nic w moim życiu się nie dzieje.

piszę licencjata o angielskich słowach w radiu.

czasem wieczorem piję wino. bez seriali. 30 cm ponad chodnikami. z siłą jak dynamit.

babcia mi dziś przyniosła szeptem jogurt jogobella lajt grejfrut. bo akurat pisałam pracę, nie mogłam być dekoncentrowana.

babcia jest piękna.

jak będę miała dziecko, to sprawię, że będzie piękne jak babcia.

 30 centymetrów ponad chodnikami. wracam do pracy. licencjackiej.

 chcecie więcej o dzielni? bo mogę. znam.

K. 

czwartek, 23 maja 2013

Między innymi o tym, że za 24 dni będę zdrowsza psychicznie

Tę notkę przeczytalibyście już przed 10 minutami, ale po zalogowaniu się na naszą wspólną pocztę, nie mogłam wyjść z podziwu, jaki motyw Kamila ustawiła. Znaczy tapetę taką na gmailu. Jest taka wakacyjno-romantyczna. No wiecie, jakis tam zachód słońca, plaża... Nie mogłam oderwać wzroku... Wciąż o tym myślę.

Nie wiem natomiast, dlaczego Kamila nic nie pisze. Ja mam usprawiedliwienie. Wciągnął mnie The Good Wife z Hathaway w roli głównej. Znaczy w roli tej idealnej żony, Alice. Szkoda, że gra tylko oczami. Za to Kalinda - matko i córko! - jaka ona piękna i wredna! Mężem tej idealnej jest Mr. Big z Seksu w wielkim mieście, który tutaj siedzi za łapówki i prostytutki. Alice jest prawniczką i jest dobra, przyzwoita i szlachetna, dlatego - jak się pewnie domyślacie - oglądam ten serial ze względu na Kalindę i Biga (który nie jest tu Bigiem - zapomniałam, kim jest!). Kończę pierwszy sezon (więc kiedy miałam pisać posty, hę?) i trochę się martwię, że Alice jeszcze nie zdradziła męża z Willem. Dam im czas do końca drugiego sezonu.

Ach, miałam jeszcze napisać o tym spotkaniu z Mariuszem Szczygłem. Ojacie. Jaki on elokwentny, zabawny, i wspólne zdjęcie, i dedykacja po czesku, i zagadał, że ta kolejka taka długa, i że jest rocznik 66. Ech...

Otwieram mój magiczny kalendarz i liczę. 24 dni. Do wakacji. W tym roku wyjątkowo bardzo mocno nie lubię tego roku szkolnego. Nie znoszę wręcz.

G.

PS Zauważyliście, że nie napisałam nic o książkach?

sobota, 18 maja 2013

Że kompromis i że fin de siècle odwołany

Obudziłam się zmęczona, śpiąca i sfrustrowana bezproduktywnością własnego żywota. Pierwszym zadaniem, które mnie przerosło, było otwarcie oczu. Prawą powiekę jeszcze z trudem odklapnęłam, ale dla lewej potrzebowałam silnego bodźca motywacyjnego.

I tak leżąc z jednym okiem otwartym, a drugim zamkniętym, zaczęłam intensywnie szukać w swej głowie jakiejś motywacji, pomysłu, który skłoniłby mnie do tego, żeby wstać i zacząć dzień z przytupem.

I nagle mi się przypomniało, że nie znam jeszcze wyników konkursu poetyckiego w Oleśnie, w którym wzięłam udział i oczekiwałam pierwszego, jakże należnego mi miejsca.

Lewa ma powieczka uniosła się zwiewnie jak skrzydełko motylka, a ja szybciutko w okolicach łóżka odnalazłam swojego laptoczka Halinosława i jeszcze szybciej weszłam na stronę konkursu, żeby dowiedzieć się, że zajęłam pierwsze miejsce. Niestety, życie po raz kolejny utemperowało moje dzikie żądze.

Pierwsze miejsce zajął Czesław MARKIEWICZ ( Zielona Góra ): z utworem:
 Badania prenatalne

Drugie: Martyna Łogin ( Łódź ): Morze. to również nie ja.

I gdy już myślałam, że z powodu braku talentów jakichkolwiek spędzę sobotę w łóżku, na znak buntu na powrót zamykając lewe oko, los (albo jurorzy)rzucili mi srebrzystą nić motywacji:

III miejsce: Kamila Besz (Kietrz): jakiś tam wiersz jak się okazuje dwuczęściowy

pomyślałam sobie: o. oooo. ooooooooooo. hmmm. może być. 

i teraz tak już przyjęłam w tym łóżku pozycję półleżącą i przemyślawszy tę kwestię, zdecydowałam, że no dobra wstanę. ale łóżka nie ścielę! 

PS. Wczoraj z moją współlokatorką Anią przeanalizowałyśmy sprawę schyłku epoki, fin de siecle itd i uznałyśmy, że musimy odwołać te tragiczne wizje ostateczne, bo życie nasze zmienia się, ale się nie kończy, a nowe dopełni. no to tyle. Kończę. Bo wychodzę stąd. Nie będę siedzieć w jakimś pokoju z niezaścielonym łóżkiem.
 

 

piątek, 17 maja 2013

It's the end of an era

Beacie Galant nie spodoba się ten wpis.

Wczoraj przez cały dzień, oprócz lekkiego pojuwenaliowego zamroczenia, towarzyszyło mi nieodpędzalne uczucie, że coś się wkrótce skończy. Próbowałam je zlekceważyć i odganiałam tę natrętną myśl, jednak cały czas brzęczała mi w głowie. Mimo to jakoś tam kulałam przez ten dzień, lekceważąc intuicję, gdy nagle na fejsie napisała do mnie Ania: czuję nadchodzący schyłek epoki.

i łubudu, jak w mordę strzelił. Co dwa przeczucia-  to nie jedno.

Teraz jest piątkowe wczesne przedpołudnie, spokojne, wyciszone w domu Babci Stefci. Ptaszek se ćwierka za oknem, drzewa eksplodują zielenią, Stefan dyskutuje o bardzo ważnych rzeczach z  moim bratem, a pod moją skórą pulsuje zmiana.

Rozglądam się uważnie, niby wszystko jest, jak było: taki sam bałagan na biurku od lat, który potrafi ogarnąć jedynie Aneta Jadzyn z moich studiów w Opolu koleżanka najlepsza, książki, chusty, fatałaszki, notatki.

Zadzwoniłam do Ani, żeby sprawdzić, czy naprawdę istnieje.

Potem zadzwoniłam do pani z konsulatu, żeby się dowiedzieć, czy wniosek wizowy wypełniłam dobrze, to było dla mnie wczoraj najbardziej stresujące wydarzenie, bardziej nawet stresujące niż prowadzenie wernisażu wystawy Mykoli Dzhychki na Końcu Świata.

Zjadłam kanapki z pomidorem i chrzanem, chleb słonecznikowy.

Zaraz coś tu eksploduje w tym spokoju. I nie tylko dlatego, że nie potrafię znaleźć paszportu, a będzie mi potrzebny w Petersburgu.

Coś się kończy, idzie nowe.

Zawsze w takich sytuacjach czuję się sama jedna we wszechświecie.

Idę na pocztę w tej samojedności. Szkoda, że nie samodzielności. aaaaaaaa, piosenka.

brzoskwiniowy mus

K.

Ps. Galant, wybacz mi. Dwa lata robiłam.



środa, 15 maja 2013

szybkoooooooo!!!!

Margaret mnie wywołala do odpowiedzi tak prowokacyjnie, że niby obiecalam anię a nie ten tego ale to tylko dlatego że za 6 minut mam serwis informacyjny w radiu nysa samoręcznie zredagowany i samoumysłowo biorąc pod uwagę postępy prac nad pracą licencjcką (bo ja w ogole zarobiona jestem) to nie rzucałam bym z taką lekkością na wiatr słó że to moej ostatnie juwenalia, chybą że podejść do tematu że juwenaila jako święto młodości - no to wtedy by było

i właśnie doskonale Małgorzata skonstatowała, że naszym blogiem chcemy przeciwdziałać niżowi demograficznemu w kraju czytajcie i chodćcie ze sobą do łóżka a ja tymczasem lecę na dół czytać serwis www.nysa.fm zaraz wracam!!!

wtorek, 14 maja 2013

O tym, że nabór trwa

Kamila miała napisać o Ani. Jak znam Kamilę, to napisze. Ja mogę tylko wspomnieć, bo też znam Anię, mimo iż ona nie ma konta na fejsbuku. Nie ma, bo ma taką filozofię życiową, że nie będzie mieć. Szanuję ją za to. Poznałyśmy się na naszej raciborskiej alma mater. Właśnie się dowiedziałam, że napisała już pracę licencjacką. W dodatku po rusku. Znaczy: po rosyjsku. Podziwiam ją. Poza tym, to właśnie Ania załatwiła nam "występ" w rodzinnym dyktandzie radlińskim, mimo iż rodziną nie jesteśmy. A już tym bardziej z Radlina!

A tak poza tym (znaczy poza historią Angeliny Jolie, którą żyje cały świat), to byłam dziś na konkursie recytatorskim. Nie, nie występowałam. Kamila też nie. Matko, co ja się wynudziłam... a ile udziwnionych interpretacji się nasłuchałam! Gdyby Szymborska słyszała swojego "Kota w pustym mieszkaniu" (to był hit tego konkursu - kilka osób musiało wyrecytować właśnie to), to myślę, że zrobiłoby się jej przykro. Mnie się za to zrobiło przykro, gdy usłyszałam tekst Janusza Korczaka - wykrzyczany wręcz.

Przy okazji chciałabym zdementować te plotki, że ja jakoby siedzę tylko i czytam. I życia nie mam przez te książki. I że za chwilę to skończę jak Don Kichote albo Emma Bovary (chociaż ona to miała nawet ciekawe życie...). Ja sobie tak czytam tylko od czasu do czasu. A jeżeli chodzi o czytanie... moje młodsze koleżanki ze studiów, Debora i Kamila, powiedziały mi dziś, że codziennie wchodzą na bloga! I nawet w zakładkach mają! Ucieszyłam się strasznie. Bo to jest taka promocja czytelnictwa. Wiecie, jak ta akcja społeczna "Nie czytasz, nie idę z tobą do łóżka". No, to my z Kamilą właśnie taki cel sobie postawiłyśmy. Nie że do łóżka. Tylko, żeby raciborzanie (no dobra, kietrzanie też) zaczęli czytać coś wartościowego. A nie tylko gazetki z oszął.

Z takich bardziej przyziemnych spraw, to jutro są Ostatnie Juwenalia Kamili. Tzn. wiecie... ona jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Jak głosi napis na pewnym płocie: "nabór trwa". Oczywiście nie będzie to jakaś architektura czy automatyka - zbyt wiele perspektyw po takich kierunkach. Człowiek potem jest zawalony robotą. Najlepiej to jakaś socjologia, filologia... żeby fajnie było.

G.

poniedziałek, 13 maja 2013

Poranna kawa, piosenka z rurą i niepokój, który się nie przenosi

Awaria krzyża uziemiła mnie nieco, ale nie szkodzi mogę sobie pooglądać internet i zobaczyć, kto umarł oraz że Edyta Olszówka słynna aktorka boi się, że nie umie już kochać. Ja na szczęście jeszcze umiem :D

 W kwestii interpunkcji - czasem stawiam przecinki a czasem nie bo wychodzę z założenia że jak ktoś wie gdzie się stawia to nie musi ich stawiać a rybę jeść może nożem i widelcem. Ale co to ja chciałam. No więc uziemiona ze zwichniętą dupką i pleckami se siedzę w internecie, bo na łóżku to już gorzej, i zobaczywszy imejl od Promotora jeszcze go nie otworzyłam bo jak go widzę ten imejl to ręki mi się trzesą i nie umiem trafić interfejsem w linijkę listu. 

myśl o pracy licencjackiej rozpostarła mi się na całą przestrzeń głowy, rozniepokoiła, więc w najbliższym czasie oddaję się nadrabianiu zaległości, ale będę tu wpadać i informować o postępach.

piję sobie poranną kawę w tym internecie, patrzę za okno na kwitnące kasztany, ale najważniejsze jest to, że od dziś dzięki uprzejmości mojej przyjaciółki Katarzyny Gierszewskiej-Widoty (pseudonim: Leokatia), znamienitej artystki, piosenkarki, operatorki kamery oraz prezenterki telewizyjnej wielkoformatowego formatu, mam dostęp do piosenki, którą znam w tej wersji od lat trzech, kiedy to z teatrem Tetraedr graliśmy spektakl w Strzesze, "Krzysztofka" i ona to zaśpiewała, a jej mąż grał na tej rurze, znaczy z tych guziczków komputerowych wypuszczał muzykę i ja się zahipnotyzowałam i mówiłam zawsze ej kaśka a zaśpiewaj mi tą piosenkę z rurą bo ta piosenka mi tak jakoś weszła w krew i tak przylgnęła nie wiem jak to powiedzieć może dlatego że ona budzi niepokój ludzi, a ja już mam w sobie niepokój że ta praca licencjacka a ta piosenka też ma niepokój i jak czuję jej niepokój to o swoim zapominam, ale też tak w sumie nie do końca. Moja współlokatorka Ania na przykład właśnie mówi że w niej budzi niepokój ten utwór i cieszy się że taka Kasia jest z Raciborza.

W niniejszym wpisie zanim Państwo sięgną do linka, co jest koniecznością, pragnę, zwrócić Waszą uwagę na wymiar artystyczny poniższego utworu, tak w warstwie wizualnej jak i muzycznej, na niuanse, przebicia, przejścia, na nienakładające się a zarazem budzące nowe znaczenia dźwięki i obrazy, na smaczki, kolory, grymasy twarzy, subtelność i drapieżność oraz ból wszechczasów w minimalistycznej formie czy coś.

hipnotyczno-niepokojąca piosenka z rurą w tle

Kolejny mój wpis będzie o Ani Starzyczny, mojej najlepszej koleżance ze studiów, która już napisała pracę licencjacką.

Z wyrazami szacunku - K.

PS. no dobra, przeczytam tego promocyjnego mejla z zamkniętymi oczami. Bo się boję że promocji do licencjata nie uzyskam.

niedziela, 12 maja 2013

O tym, że jest niedziela

Siedzimy z Kamilą na Końcu Świata. To nasze pierwsze spotkanie po założeniu bloga. Bo my to się nie spotykamy tak codziennie. Więc dziś mamy takie święto. Siedzimy. Kamila pracuje. Jest jeszcze Ania, szczęśliwie zakochana, która mówi nam, że chce, żebyśmy też były tak zakochane jak ona. Ok, my też chcemy.

Kamila ma tak szałową sukienkę, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Od tej sukienki. I od Kamili w tej sukience.

Ania proponuje, żebyśmy pojechały do Rybnika, bo ona się już nauczyła jeździć samochodem do Rybnika. I jeszcze Ania myślała, że ja ciągle czytam książki, a przecież życie ucieka! Ale wytłumaczyłam jej, że to nie jest tak, że ja siedzę i czytam (czasami też siedzę i myślę). Ania jest inteligentna (pewnie dlatego Kamila z nią zamieszkała), bo twierdzi, że "50 twarzy Greya" to głupia książka, bo bohaterka się wciąż rumieni i zagryza usta. Nie doczytała jej do końca, a to o niej dobrze świadczy.

I tak siedzimy. Znaczy Ania i ja. Bo Kamila pracuje. Mimo awarii stawu krzyżowo-biodrowego.

Kamila: "ej, napisz, że lubię Brekałt, że mam piękne długie włosy, że jestem piękna, byłam na pogotowiu, wy też jesteście piękne i świat również. I nie lubię, gdy mi się wydaje polecenia".

kamila lubi to i tanczy. dla mnie.

G.

sobota, 11 maja 2013

O tym, że trzeba mieć przy sobie talizman na szczęście

Miała być Kamila. Jednakże nie wiadomo, gdzie się podziewa i czy ma dostęp... Toteż ja, w międzyczasie, zabawię Państwa.

Już druga osoba zapytała mnie dziś o to, czy nie przytrafiło mi się coś złego ostatnio, bo skoro musiałam jechać po zaświadczenie o niekaralności... Już spieszę z wyjaśnieniem. Nic złego (chociaż, kto to wie!). Otóż pracę dostałam. Trzecią czy czwartą - nie wiem, straciłam rachubę. I w tej pracy to teraz takie wymogi, że muszę być niekarana. Na szczęście nie byłam. Nie jestem.

Przy okazji wycieczki do Gliwic, przeżyłam przygodę (zmartwiłabym się, gdyby wszystko poszło jak po maśle). W gliwickim sądzie pracują ludzie naprawdę z powołania. Największe wrażenie zrobił na mnie pan ochroniarz. Ledwie przekroczyłam próg, rzucił żartem i poprosił o położenie torebki na taśmę celem sprawdzenia. Ja - jak pewnie wiecie, osoba obyta - też rzucam żartem i torebką na tę taśmę. Nad taśmą zaczyna coś migać. Pan poważnieje i mówi, że musi przełożonego wezwać, aby zajrzeć do tej torebki. Ja, że nie trzeba, otworzę mu i pokażę. No i się zaczęło... Otóż dziwnym (naprawdę dziwnym!) zbiegiem okoliczności okazało się, że mam w torebce młotek. Taki zwykły. Obrazki do ściany przybijałam i miałam go oddać, ale nie było okazji, więc od 4 dni nosiłam go w torebce. Teraz to już pan ochroniarz MUSIAŁ wezwać przełożonego. Zrobiło mi się gorąco. Próbowałam jeszcze zażartować, że przecież takim młotkiem to nie można człowieka zabić... Na szczęście pan przełożony był wyrozumiały. Pozwolił mi wejść do gmachu sądu, jednak młotek musiałam zostawić. Otrzymałam go przy wyjściu.

Samo wydanie świstka trwało 2 minuty. Bardzo miła pani zdążyła mi oświadczyć, iż pracuje tam już tyle lat, że mogłaby te zaświadczenia wydawać na podstawie spoglądania ludziom w oczy. I pewnie w 95% by się nie pomyliła - w tym momencie zajrzała mi prosto w oczy. O młotku pewnie jeszcze nie słyszała.

Wracając z Gliwic, całą drogę zastanawiałam się, czy takim młotkiem to można coś zdziałać.
Potem przypomniało mi się, że w czasie rozmowy o pracę też miałam go w torebce. I że w takim razie przyniósł mi szczęście. Talizman taki mój. W poniedziałek zabiorę go na test z angielskiego.

A wczoraj mój kolega podróżnik, Leszek, powiedział, że w Gliwicach jest Złoty Osioł na ulicy Kłodnickiej i naprawdę dobre jedzenie mają.

G.

niedziela, 5 maja 2013

Dla Agnieszki Bu-Ja oraz Kasi Gie-Leokadii-Wu

W niniejszym poście prezentuję swoją pierwszą próbę literacką sprzed trzech lat albo nie wiem ilu bo nie chce mi się tego obliczać. Daty znajdują się w załączniku poniżej. Osoby o słabych nerwach uprzedzam - to akurat NIE BĘDZIE LITERATURA. poniższy twór słowny w żaden również sposób nie próbuje wydrwić twórczości Tadeusza Różewicza, którego bardzo szanuję. Poniższy twór słowny jest jedynie ostatecznym i niezbitym dowodem na to, że i jak bardzo jestem durniem.

oto retrospekcja:


Impresja II

Jeśli Tadeusz Różewicz składa słowa w myśli, to ja też na pewno mogę
szukam nauczyciela i mistrza
I patrzę na wiersz
(będę uczyć się poezji od starszych)

Tadeusz:

Wtorek 23 kwietnia
113 dzień 2002 roku

(wniosek obserwatora: o poezji stanowi zwyczajność, a więc)

Ja:
Niedziela 18 lipca
Nie wiem który dzień roku 2010
Bo mi się zepsuł modem do Internetu i nie mogę sprawdzić w wikipedii

(rozbuchana zwyczajność urasta do rangi mitu)

Tadeusz dalej:

Dzisiaj
Mam dzień wolny

Słucham jak pada deszcz
Czytam wiersze
Staffa i Tuwima

Ja:
Dzisiaj
Mam dzień wolny

Słucham jak pada deszcz
(w szyby dzwoni melancholia)
Jem startą marchewkę
Z lekarską precyzją
Wydobywam i umieszczam słowa na
Wirtualnej kartce

Dziękuję Bogu
Że do pójscia do pracy
która jest zdeformowaną formą pustą
Mam jeszcze aż
17 godzin

piątek, 3 maja 2013

Was up all night. Got lucky.

Dokonanie kolejnego wpisu o niczym zakrawa już na bezczelną zuchwałość i zuchwałą bezczelność, ale zaryzykuję.

Na początku przestrzegam wszystkich podróżujących na trasie Rybnik - Racibórz: wzmożony ruch w czasie majowego weekendu utrudnia poruszanie się po drogach powiatu, intensywne opady deszczu ograniczają widoczność, atakujące spod kół baseny kałuż całkowicie tę widoczność niwelują, w domach przy odbiornikach radiowo-telewizyjnych radzimy pozostać szczególnie ślepym kierowcom samochodów marki dełutiko terenowe fioletowe, którym z powodu deszczu zamazują się granice pasów jezdni, poboczy, lasu, zlewają się w jeden strumień kolory świateł sygnalizacyjnych i jadą oni ci kierowcy porzucając wszelką nadzieję oddając się pod opiekę Krzysztofa świętego myśląc dlaczego ja i czy to już Racibórz czy jeszcze ocean niespokojny

Jak jechałam wczoraj z Nysy (mniemam iż trasa w kierunku Nysy wygląda podobnie i wiedziona tym mniemaniem nie polecam), to w radiu leciała taka fajna piosenka, a że radio było czeskie, to z obawy przed niezrozumieniem (Małgorzata ze mną nie jechała), postanowiłam zapamiętać tekst i szybko później w domu wygugliłam i okazało się, że to nowy Daft Punk w wersji let's dance:

get lucky!

bardzo inspirujący utwór. polecam na nocne tańce. można naprawdę get lucky.

Jak jeszcze jechałam wczoraj z Nysy, między Laskowicami, a jakąś tam inną miejscowością, tak w połowie drogi, gdzie było już kilka kilometrów do zamieszkałych terenów i wte i wewte, zobaczyłam nagle majaczącą w oddali sylwetkę w odblaskowej kamizelce. pomyślałam, że policja i już serce mocniej mi zabiło. Zbliżając się, okazało się, że nie policja, ale mimo to serce biło mi jeszcze mocniej. Postacią w odblaskowej kamizelce był około 40-letni mężczyzna, z bardzo widocznym niedowładem prawej części ciała, swą lewą część ciała opierający na drewnianej lasce. Niedowład ten był efektem przeżytego udaru mózgu, a wiem bo mój dziadek też chodzi w ten sposób. I ten poudarowy, odblaskowy mężczyzna miał w pasie przewiązany sznurek, jakby linkę holowniczą, na której końcu znajdował się taki taczko-wózek. I ten pan ten wózek tak ciągnął swoim chorym ciałem, nie wiem skąd, nie wiem ile szedł, ale był daleko od zabudowań, a do następnych zabudowań ja przejechałam jeszcze 4 kilometry. Jak sobie to przypominam, serce mi bije za każdym razem mocniej, niż przed policją.

PS. Wiele osób mnie pyta, czy naprawdę uważam, że nazwa bloga: LAJF ASTERTENTEJTENDED jest chwytliwa. No więc - uważam.

K.

o tym, że lepiej nie wzdychać, a biegać!

Stoję przed drugą pseudo barierką (przed pierwszą stałam krótko, tylko 10 minut) i czekam aż raciborscy maratończycy przebiegną to, co mają przebiec. (Nie, wcale się nie denerwowałam... byłam ciepło ubrana, w samochodzie, inni mieli gorzej.) Obok stoi policjant pilnujący. Jako osoba obyta i kulturalna, zagaduję:
- Długo jeszcze?
- Kto to wie? Ja już straciłem rachubę... Biegać im się zachciało. Zamiast usiąść z rodziną przed telewizorem...
- No, albo książkę poczytać...
- Nie, wie pani, dziś już nikt nie czyta.
- A. No tak.
- Ooo! - pan policjant się uśmiecha i macha do biegnącego - Prezydent biegnie! Widzi pani, jemu to się chce.
- Wiceprezydent też biegnie, też mu się chce.
- Taa... ale innemu to by się nie chciało. Nasz prezydent zawsze biegnie.
- Czyli mówi pan, żeby głosować na niego?
- No jasne! Inny by nie pobiegł...


A taki dzień bez wrażeń się zapowiadał.
G.

O tym, że wzdycham oglądając serial

Mój internet jast tak słaby jak pogoda, więc mogę zapomnieć o serialach. Toteż jadę na wieś - jak to cudownie brzmi: majówka, więc jadę na wieś. U rodziców też szału z przesyłem nie ma. Zostaje mi to, co już ściągnęłam. W ten sposób po raz trzeci rozpoczynam I sezon "Dynastii Tudorów". Z rodzicami i psem. Mój tato lubi wiedzieć, co się stanie później, dlatego też mam okazję wykazać się serialową znajomością życia na królewskim dworze w XVI wiecznej Anglii. I tak opowiadam o przepięknej Annie Boleyn, pobożnym Thomasie More i Wolseyu, któremu się nie powiodło. Ech, gdybym mogła przenieść się w czasie...
Wzdycham z każdą kolejną suknią Anny Boleyn, a pies moich rodziców ziewa za każdym razem, gdy na ekranie pojawia się Katarzyna Aragońska. Hmm, może on też już widział I sezon...

A wczraj była u mnie Marta. Marta, która zna znaczenie słów ironia i sarkazm. W dodatku studiuje twórcze pisanie. Oprócz tego, że wymieniłyśmy się plotkami o wspólnych znajomych (to zawsze najważniejszy punkt spotkań!), to porozmawiałyśmy przekładach z literatury obcej. Na poziomie.

G.

czwartek, 2 maja 2013

Szmirowaty wpis dla Malwiny K.

Urocza siostra mojej współlokatorki o imieniu Malwina wyznała mi dziś: Czytam waszego bloga w pracy. No to ja się uśmiechnęłam spod rzęsy wytuszowanej tuszem iwroszeee, jak się jednak okazało - uśmiechałam się za wcześnie, bo Malwina skończyła swą wypowiedź: .... i widziałam, że piszesz o Ani, Branco Billy i Magdzie, a o mnie nie - nie będę już czytała twojego szmirowatego bloga!!!!

Na co ja powiedziałam, bo nie dosłyszałam - Wsiurowatego? A ona na to: SZMIROWATEGO!!!!! Wsiurowate jest to, że jesteś z Kietrza!

No, dość mnie to uśmiechnęło od środka, zwłaszcza że kilka minut wcześniej, gdy jechałam z anną do supermarketu na majówkowe zakupy, funkcjonariusze policji w Raciborzu z pseudodowcipem zatrzymali nas, pytając: A pani działają wycieraczki? Bo przejechała pani podwójną ciągłą skręcając do tesko! (i jestem przekonana, że powiedział to przez k i z małej litery!)

No i później ta policja tam stała i zrobiła się straszna ulewa, a ci panowie policjantowie trzymali tę moją Annę w tej ulewie ściekał z niej deszcz z kurtki z włosów rzęs i ja na to patrzyłam i powiedziałam a co ona ma tutaj tak stać aż zachoruje na zapalenie płuc i będzie w szpitalu? Na co lotny pan policjant czując swą nieposkromioną siłę schowany w wielkim aucie przed deszczem odrzekł: proszę się odsunąć! nie rozmawiam z panią!

no to się przestraszyłam i poszłam na monopolowy w Tesco pospacerować i się uspokoić trochę.

muszę kończyć, bo Branco Billy mi kazał, ale jeszcze poruszę wątek znęcania się psychicznego raciborskiej policji nad uroczymi kierowniczkami, gdyż krew moja wre z oburzenia nieprzerwanie.

Z ucałowaniami dla Malwiny, dziewczyny Radka, siostry Ani i Jasia, córki Lucjana, koleżanki Krzysztofa - ja.
 


środa, 1 maja 2013

tu i teraz #1. Czy to jawa, czy to sen

Najbardziej nie lubię snów, w których mojemu Stefanowi dzieje się coś złego. Jeszcze bardziej najbardziej nie lubię tych snów, gdy pojawiają się one podczas nocy spędzanej w Nysie, a Stefanka w Kietrzu tak jak dziś. A jeszcze bardziej ich nie lubię, gdy są kompatybilne ze złymi snami Stefanki, które mi relacjonuje przez telefon.

Ale ze Stefanką wszystko w porządku, właśnie odgrzewa sobie krupniczek i kazałam jej szanować siebie, podczas gdy ja w Radiu Nysa opracowuję serwis informacyjny z przyjemnością i uśmiechem.

Coraz częściej mam wrażenie, że w życiu wszystko jest możliwe, jak się chce. Chciałam się dużo śmiać po smutku ostatnich miesięcy i proszę bardzo - mam to :)

ponieważ mam nieodparte wrażenie, że nieco przymulam, może napiszę, co robię teraz:

jem chipsy grubo ciachane które mój kolega Hubert zostawił w produkcyjnym radia Nysa bo tak siedzę w produkcyjnym radia Nysa i produkuję serwis dawno nie produkowałam serwisów i jestem teraz w serwisowej euforii

odebrałam telefon od mojej przyjaciółki jeszcze z czasów studenckich Anety z Nysy która ironią losu obecnie znajduje się w samochodzie wycieczkowym w Bieszczadach z bandą 15 innych wycieczkowiczów z Nysy i zadzwonili do mnie z tego wycieczkowego auta aby mi powiedzieć że słuchali jak mówiłam wiadomość o śmieciach w Paczkowie a Wojtek Hudy napisał mi to na fejsie tę dumę ze mnie

w radiu Nysa lecą fajne piosenki

jestem nieustannie zdziwiona cudami świata

tęsknię za moimi Babciami

ciekawe co robi mój tata

ciekawe co robi Ania Krzysiek Magda i Pior

ciekawe co robi Remigiusz

kto zjadł wszystkie chipsy

.

K.