wtorek, 23 lipca 2013

między innymi o tym, że kejt już urodziła...

To tak. Zacznę od tego, że wróciłam. Wróciłam do kraju i jako osoba ciekawa świata, otwieram onet. A tam... że Polki masowo kupują zużyte (używane?) testy ciążowe z wynikiem pozytywnym. Ceny wahają się od 5 do 50 zł. Wchodzę na allegro i... znajduję takie za 70 zł. Gdyby ktos był zainteresowany, to proszę: http://allegro.pl/listing/listing.php?string=test+ci%C4%85%C5%BCowy+pozytywny

Z sieci dowiedziałam się też, że Kejt w końcu urodziła swego pierworodnego i że ludzie ocipieli z tego powodu. Moja koleżanka, też Kejt, też urodziła, i też syna, ale aż do tego stopnia nikt nie ocipiał. A Tymek na pewno jest milion razy ładniejszym dzieckiem, niż jakiś tam Angol... pff...

A tak poza tym, robię to, co lubię (piekę ciasta, gotuję obiady...) i nie muszę pracować. Żyć, nie umierać. Właśnie zrobiłam TAKIE naleśniki, że po prostu brakuje mi słów na to, żeby opisać to, jaka jestem świetna. Już wiem, że jeżeli mnie wywalą z roboty (póki co, nic na to nie wskazuje, ale wiecie... nigdy nic nie wiadomo), to zostanę kucharką.

Pewnie chcecie wiedzieć, jak było w Bułgarii. No, niestety, nie mogę napisać, bo musiałabym się uzewnętrznić, a nie do tego miał służyć ten blog. Napiszę tylko, że poznałam wspaniałych ludzi i że po raz kolejny w życiu przekonałam się, że nie można oceniać ludzi po pozorach. I że nie każdy nadaje się do pracy z młodzieżą. A ja to bardzo lubię (więc jeżeli kucharka, to tylko na stołówce szkolnej!). Tej jednej książki, którą zabrałam, przeczytać nie zdążyłam, co chyba świadczy o tym, że było mi tam cudownie...
Ale Bułgaria, jako kraj, totalnie mnie rozczarowała. Nigdy nie wybrałabym się tam na wakacje. Wam też nie polecam.

W związku z tym wyjazdem, pojawiło mi się kilka nowych planów i perspektyw, całkiem interesujących. No ale najpierw muszę pojechać do Pragi i nauczyć się biegle mówić po czesku. Tak, wiem - brzmi niezbyt przekonująco. Sama w to nie wierzę. Dziś, gdy rozmawiałam z Anną Wu o życiu (tak, czasem rozmawiamy poważnie), zdałam sobie sprawę z tego, że najgorsze, co może mnie spotkać w Pradze, to poznanie fajnych ludzi, bo wtedy na pewno się niczego nie nauczę.

Martwi mnie ta mała liczba wejść na bloga. Co z Wami? Przecież nie tak się umawialiśmy! Mieliście wchodzić kilka razy dziennie, bo a nuż napiszemy coś wspaniałego. Jak mamy przegonić Kasię Tusk? (a to nasz priorytet!) Tym bardziej, że wczoraj ktoś mi napisał, że na naszym blogu jest ciekawie, dowcipnie i inspirująco! I nie był to byle kto!!!
Ha! Inspirująco!

G.

piątek, 19 lipca 2013

kto nadaje, kto nie nadaje. się.

Dawno nas tu nie było, więc ja, Kamila, ratuję bloggersko-pisarski honor obu autorek tego bloga. Znaczy, próbę ratowania podejmuję, jednocześnie siedząc w pracy i pisząc wiadomości w radiu i malując paznokcie na kolor red wine nr 342.

Wiele się zdarzyło przez ten czas.
Gośka się opaliła w Bułgarii i proces ten wciąż trwa.



Ja miałam urodziny i zapalenie pęcherza. Takie uro-dziny, można powiedzieć.
Moja impresario spektakularnie zrezygnowała z funkcji, bo coś musi się dziać.
Beata Galant kupiła ślubną sukienkę, Aneta Jadzyn piękny samochód.
Krzysiek jest najbardziej twórczym prezesem, jakiego znam i honor dotychczas znanych mi prezesów ratuje.

ZARA WRACAM MUSZE ZREDAGOWAĆ NJUS BO JUŻ CZAS

dobra, jestem.

co to jeszcze się zadziało?
Leokatia, moja brzemienna koleżanka, nakręciła piękny film o innej koleżance z ważnego momentu w w życiu jej. się wzruszyłem. pokażę czemu, bez uprzedniej konsultacji z autorką ni bohaterami.

wisienka na Migdauowym torciku

ZACHĘCAM DO OGLĄDANIA, JA IDE SZYBKO CZYTNĄĆ SERWIS, BO 7 30 SIĘ ZBLIŻA. ZARA BEDE.

dobra, jestem. co to tm jeszcze.

moja czcigodna Stefanka zrobiła sobie remont.
a ja ciągle mam jakieś przeczucia zmian, a zmienia się wszystko i ciągle jak w kalejdoskopie.
i tylko jedno mnie martwi co jest już ostatecznie zdiagnozowane na wielu płaszczyznach:

PŁASZCZYZNA I - ZNAJOMI Z INTERNETU: wiele osób w życzeniach mi życzyło ogarnięcia.
PŁASZCZYZNA II - ZNAJOMI Z REALNOŚCI - mówią do mnie często: dzioucho, tyś jes potracono!
PŁASZCZYZNA III - STEFANKA: zerknęła na mnie dogłębnie, westchnęła i ze zmartwieniem orzekła dnia pewnego: Kamilko, ja się martwię o ciebie. ty się nie nadajesz do tego świata.

DIAGNOZA: nie nadaję się do tego świata. that's official.




czwartek, 4 lipca 2013

pożal się Boże impresario

wszędzie są te komary.
wszędzie.
stopy ociekają mi krwią i bąblami od ich zmasowanych ataków w parkach i ogródkach piwnych tudzież winnicach.

ale nie tylko one tak potrafią krwi napsuć.
ta moja współlolatorka, która śmie się nazywać moim IMPRESARIOOOO, to też umie. ugryźć.
dogryźć duszę na śmierć
na lewą stronę przenicowaną przetrzeć przez tarkę do czosnku jak ząbek potrzebny do grzanek czosnkowych.

może jest w tym jakiś głębszy sens bo grzanki czosnkowe bez czosnku mijają się z celem i obchodzą się smakiem a ona ta moja współlokatorka (nie napiszę że ma na imię Ania bo nie będę o niej na złość jej pisać) to mówi że jestem arystką i ja muszę czuć jakiś tam weltszmerc czy inne szmelce. czyli chyba chodzi o to jej że muszę na mej duszy mieć starty czosnek i ona tę duszę jak czosnek przeciorała właśnie komentarzem telefonicznym: nie chce mi sie z tobą gadać bo jesteś nudna.

bo że ja do niej zadzwoniłam 5 razy bo byłam samotna w nysie.

a ona mówi że ona nie będzie ze mną mieszkała bo nie mieszka z jakimiś osobami co raz w miesiącu wiersza o niej nie napiszą albo na blogu nie wspomną.

bo że ona jest moim impresario, pożal się boże. i ona dba o moj rozwoj.
a teraz siedzi gdzieś na dzielni i pije winne trunki, podczas gdy ja w nysie czekam na dzień roboczy i opracowuję plan kariery duchowej, czyli takiej która da mi spełnienie zawodowe i osobiste.

Impresario, impresario.

Boże jaki piękny wieczór.

idę spać bo muszę wstać o 5:24.
a poza tym nie mogę skazywać się na towarzystwo osób tak nudnych jak ja,

w moim nyskim pokoiku lata komar. pewnie impresario go wysłała, żeby mi nie pozwolił zasnąć, dopóki nie napiszę o niej wierszyka.

 a proszę ja ciebie bardzo:

"Impresario"

w pewnym mieście na obrzeżach dzielnicy
żył impresario rumianolicy
na kwiatkach się znał
rysował ryneczki
nie docenił nudnej współlokatoreczki
a teraz w rynsztoku samotny leży i kwiczy.

i to jest prawdziwe haiku z dzielni.

idę spać w pokoju zakonnika.
moim domem jest świat, powiedział kiedyś Krzysiek.

moim też. wtedy mam więcej współlokatorów. i większe szanse, że któryś z nich będzie uprzejmym impresario! ;D

i love you hunny bunny! :D

dobranoc. bo mi impresario każe spać przed północą. w trosce o utrzymanie się na wyżynach intelektu.