Czasem jest tak, że
umowa w pracy kończy się. Kończy się tym samym praca. Trzeba
znaleźć nową. I to może stać jednym z życiowych wyzwań. Los
rzucił mi taką rękawicę, którą z godnością podniosłam, bo właściwie wyboru
większego nie było. Ale nie ma tego złego.
Po zakończeniu kariery
słynnej dziennikarki w lokalnym radiu, postanowiłam zostać
dyrektorem kreatywnym swojego życia. Przez pierwszych pięć dni
kreatywnie siedziałam w domu, patrząc się tępo w sufit tudzież w
ścianę lub okno i oswajając się ze zmianą, szóstego dnia jednak
to twórcze zajęcie mnie znudziło. Zdecydowałam, że znajdę
pracę.
Zrobiłam listę firm i
instytucji, w których mogłabym wznowić zawodową karierę
dziennikarsko-pisarską, przygotowałam CV i listy motywacyjne,
rozpoczęłam rozsyłanie.
Rozesłałam do pięciu.
Dziewięciu. Jedenastu. Szesnastu. Po czterech dniach nadal nie
miałam pracy. Co więcej – nie miałam również żadnej
odpowiedzi, czy moje e-maile ktoś w ogóle odczytał. Przepraszam,
jedna była: "Wiadomość niedostarczona do adresata. Podany
adres nie istnieje". Czy się zdziwiłam? No zdziwiłam się.
Wymyśliłam nową metodę – będę wysyłać na kilka adresów
e-mail danej firmy. Może któryś odczytają. Oceniłam też
przezornie, że trzeba poszerzyć wacharz zainteresowań o firmy,
które potrzebują pracownika w ogóle. Niekoniecznie dziennikarza,
pokornie wezmę, co dają. Szukają ambitnej sekretarki - ciach!
Wysłane. Ekspedientki w eleganckim butiku – poszło! Pani z biegłą
znajomością języka angielskiego potrzebna – proszę bardzo,
proponuję swoją osobę. W e-mailu do sekretariatu, do szefa i na
adres ogólny firmy. Żeby mieć większą pewność, że doszły.
Doczekałam się reakcji.
Pierwsza zadzwoniła pani z butiku – Bardzo nam miło i dziękujemy
za zainteresowanie, ale ma pani zbyt duże kwalifikacje, taka osoba
jest nam niepotrzebna.
Ucieszyłam się, że tak
mnie docenili, bezrobotny o kwalifikacjach zbyt dużych, by go
zatrudnić, ma większą motywację do działania!
Drugi zadzwonił pan od
języków: – Dzień dobry, dostaliśmy od pani wiadomość, ale
proszę pani, niestety nie możemy pani przyjąć, bo wysłała pani
podanie na zły adres e-mail, ten właściwy to praca-małpa itd, a
nie biuro-małpa itd., no skoro pani wysłała na ten zły, a nie na
dobry, to znaczy, że pani nie chce..- Ale, dzień dobry, ja chcę!
Ja bardzo chcę, dlatego wysłałam na dwa! Na pracę- małpę też!
- No proszę pani, ja widzę, jakie tu pani ma doświadczenie, dwa
kierunki, widzę te pani załączniki, dokumenty, ale skoro pani
wysłała na dwa, to znaczy, że pani nie traktuje poważnie...
Nie słuchając dalej,
poważnie zdezorientowana, podziękowałam i rozłączyłam się.
Chwilowo jako dyrektor
kreatywny zajęłam swoją strategiczną pozycję z widokiem na
ścianę. Kontempluję. Poszukiwanie pracy, jak widać, rządzi się
swoimi prawami. Trzeba chcieć, ale nie za bardzo. Trzeba umieć, ale
nie za dużo. Przy głębszej refleksji - ma to swoje filozoficzne
podstawy. Ja natomiast mam swoje fizjologiczne potrzeby. Więc będę
dalej wysyłała na dwa adresy. Ja chcę jeść. Ja chcę pracę.
Mój brat oglądał swego
czasu serial o rodzinie Kiepskich. Każdy zna. Główny bohater, pan
Ferdek, w jednym z odcinków doszedł do wniosku, że dla ludzi z
jego wykształceniem w tym kraju nie ma pracy. Panie Ferdynandzie,
wciąż wierzę, że nie będę musiała podpisać się pod tym
stwierdzeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz