Miała być Kamila. Jednakże nie wiadomo, gdzie się podziewa i czy ma dostęp... Toteż ja, w międzyczasie, zabawię Państwa.
Już druga osoba zapytała mnie dziś o to, czy nie przytrafiło mi się coś złego ostatnio, bo skoro musiałam jechać po zaświadczenie o niekaralności... Już spieszę z wyjaśnieniem. Nic złego (chociaż, kto to wie!). Otóż pracę dostałam. Trzecią czy czwartą - nie wiem, straciłam rachubę. I w tej pracy to teraz takie wymogi, że muszę być niekarana. Na szczęście nie byłam. Nie jestem.
Przy okazji wycieczki do Gliwic, przeżyłam przygodę (zmartwiłabym się, gdyby wszystko poszło jak po maśle). W gliwickim sądzie pracują ludzie naprawdę z powołania. Największe wrażenie zrobił na mnie pan ochroniarz. Ledwie przekroczyłam próg, rzucił żartem i poprosił o położenie torebki na taśmę celem sprawdzenia. Ja - jak pewnie wiecie, osoba obyta - też rzucam żartem i torebką na tę taśmę. Nad taśmą zaczyna coś migać. Pan poważnieje i mówi, że musi przełożonego wezwać, aby zajrzeć do tej torebki. Ja, że nie trzeba, otworzę mu i pokażę. No i się zaczęło... Otóż dziwnym (naprawdę dziwnym!) zbiegiem okoliczności okazało się, że mam w torebce młotek. Taki zwykły. Obrazki do ściany przybijałam i miałam go oddać, ale nie było okazji, więc od 4 dni nosiłam go w torebce. Teraz to już pan ochroniarz MUSIAŁ wezwać przełożonego. Zrobiło mi się gorąco. Próbowałam jeszcze zażartować, że przecież takim młotkiem to nie można człowieka zabić... Na szczęście pan przełożony był wyrozumiały. Pozwolił mi wejść do gmachu sądu, jednak młotek musiałam zostawić. Otrzymałam go przy wyjściu.
Samo wydanie świstka trwało 2 minuty. Bardzo miła pani zdążyła mi oświadczyć, iż pracuje tam już tyle lat, że mogłaby te zaświadczenia wydawać na podstawie spoglądania ludziom w oczy. I pewnie w 95% by się nie pomyliła - w tym momencie zajrzała mi prosto w oczy. O młotku pewnie jeszcze nie słyszała.
Wracając z Gliwic, całą drogę zastanawiałam się, czy takim młotkiem to można coś zdziałać.
Potem przypomniało mi się, że w czasie rozmowy o pracę też miałam go w torebce. I że w takim razie przyniósł mi szczęście. Talizman taki mój. W poniedziałek zabiorę go na test z angielskiego.
A wczoraj mój kolega podróżnik, Leszek, powiedział, że w Gliwicach jest Złoty Osioł na ulicy Kłodnickiej i naprawdę dobre jedzenie mają.
G.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz