Mój najlepszy przyjaciel ma na imię Remigiusz. Umownie, bo skromny i zabronił zdradzić prawdziwe. Jest najlepszy, bo mówi, że jeśli będę miała dziecię z nieprawego łoża (hipoteza bardzo abstrakcyjna) to on się poświęci i je wychowa ze mną. Co ważne - to nie musi być jego dziecko, krew z krwi, kamień z serca!
A Remigiusz jest tak ważny dla mnie, że nawet piszę o nim posta, choć wolałabym o sobie. Zawsze mie pomaga. Potencjalnych pracodawców umawia. Przysyła zdjęcia z siłowni i jak upiecze ciasto, bo to mężczyzna wszechstronny. Stonowany i z klasą, no cóż, przeciwieństwa się przyciągają. Gdy dzwonię do niego i wykrzykuję: ejejejejejejjejej, poznałam chłopaka, wow, wow, ale super, ekstra, jest normalnie, tego, zakochałam się!!!!!! - on znudzony odpowiada: Uspokój się. Za 3 tygodnie ci przejdzie.
Jak kiedyś miałam epizod w życiu, że przez 3 lata pracowałam, to właśnie się tam poznaliśmy, w tej pracy, i Remigiusz bardzo płakał, jak odchodziłam. A nie, przepraszam, ja płakałam. Ale jemu też nie było najweselej z tego powodu. Teraz sam musi sobie kawę robić.
Poprosiłam go, żeby w kilku słowach mnie opisał, co mu tam przychodzi do głowy bez zastanowienia, że na przykład: piękna, zabawna, nietuzinkowa, seksowna. To pierwsze, co napisał: WARIATKA. Chyba nie zrozumiał, że to chodzi o mnie. Ale kocha się nie za coś, a pomimo czegoś. Więc jakoś to przebolałam.
K.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz