poniedziałek, 30 listopada 2015

O tym, jak mnie moja najważniejsza recenzentka Kasia wiecznie wkuhwia

Szanowni Czytelnicy, klasyczne post scriptum, na jednak osobnej kartce, bo jakbym w tamtym poście dopisała, to by było dłużej niż treść główna, a nie czas na formalne eksperymenty.

Bo po prostu mnie normalnie moja główna recenzentka a zarazem najlepsza (no dobra jedna z trzech najlepszych) koleżanek o imieniu Kasia tak wkuhwia w tych recenzjach!

Co nie napiszę, to zawsze źle! Znaczy niby dobrze, ale... No właśnie, zawsze jest ALE.

jak ja już zawsze napiszę, to jej wysyłam osobiście link, niech ma niech czyta. A ona mi grzecznie i sprytnie zawsze odpisuje: super jak zawsze, AAALLLLEEE  :D

i ostatnio jej argumentem jest: za mało Besza w poście, za mało Besza w poście, za poważne te tam te. te zdania. albo za dużo Brunona Schulza.

a ja jej mówię, że nie będzie jak było, że łohoho, łohoho śmichy chichy, bo za duzo ludzi wokół umarło (aa, właśnie, dopisek prywatny - dokończyć wiersz pod tytułem Stigmata mortis, zanim mi ktoś tytuła podpierdyli), w K-rzu też przepracowałam ponad pół roku z panem kierownikiem, do którego nie można mówić panie kierowniku, chociaż jest kierownikiem kilku referatów, ale trzeba mówić panie burmistrzu, ewentualnie panie wiceburmistrzu lub panie zastępco, ale na pewno panie, a kierowniku to nie.  jak widać, wyryło owo doświadczenie niezacieralny znak w mej psychice i już dawny Besz nie powróci ale ona uparcie, nie nie więcej Besza, wszystko dobrze

albo mówi super jak zawsze delektuję się każdą literką, ale tych literków jest ZA MAŁO.

kurwa, czyli za krókie że. że leniwa jeste albo za mało twórcza, kreatywna pomysłowa. I ona myśli że ja nie wiem co ona myśli. A ja wiem że ona myśli, że jak ona mi tak napisze, to ja pomyślę że mnie to motywuje i się tak jeszcze bardziej postaram, i z tych wszystkich wpisów na blogu stworzę książkę i zarobie miliony a pozniej dogram audiobuka i z tego audiobuka też hajs będzie się trzepał gruby

I mnie tak wkuhwia ta jej wiara w moje możliwości!! Jak mnie to nerwowo rozstraja!
Normalnie to bym jej w ogóle nie słuchała, ale niestety wiem że ma rację i muszę. I teraz próbuję odnaleź swój zaginiony styl.

A ta moja recenzentka to nie jes jakaś byle kto. To jest słynna artystka Kasia Gierszewska-Widota, żona mojego pana z angielskiego ze studiów, Andrzeja. I ona jest bardzo twórcza i optymistyczna a 4 grudnia z tym mężem grają swój rewelacyjny koncert na Końcu Świata jako duet Katie&Me Meet Marlene, czyli stare piosenki Marleny Dietrich w nowych eksperymentalnych aranżacjach i jeszcze coś ponad to. Ja na to idę bo mi się będzie na pewno podobać. Wy też chodźcie. Po wszystkim mi doradzicie, czym mam się opierrać na opiniach tej piosenkarki jednej czy nie!

BOSKI KONCERT W PIĄTEK NA KŚ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz