Dzień dobry... :)
Ostatni raz napisałam tu post (gdyż ten miniblog meganieregularny stracił swą współautorkę Bonk Małgorzatę lata już temu) 25 czerwca. Ale to nie znaczy, że tu nie zaglądałam.
Zaglądałam tu bardzo często i chciałam napisać i zdradzę Wam teraz tytuły postów, które nigdy nie ujrzały światła dziennego, a wciąż figurują w wersjach roboczych:
Every death you take (o przeżywaniu śmierci)
Mam 15 minut (o tym, że miałam 15 minut)
Apetyt rośnie w miarę jedzenia (albo o jedzeniu albo o miłości miało być)
Taka niedziela w sobotę (to na pewno z 15 sierpnia, świeta Wojska Polskiego albo Matki Boskiej Zielnej - bo to jest bardzo otwary blog)
The journey continues (o byciu po śmierci)
Jadę do Warszawy (o tym, że jadę do Warszawy na ślub i będę spała sama w hotelu Gromada)
Miałam ambitne plany je napisać, ale jakoś tak po kilku słowach widziałam... nic. Nawet były pytania od wiernych fanek (tu serdecznie pozdrawiam Annę Obuchowską) Kamila, Kamila, kiedy coś napiszesz, Kamila, jak tam twój talent, Kamila, pokazać ci jak się używa klawiatury i tego typu.
Ale smutek zagościł w mym sercu i smutek objawił się ciszą. Powodem smutku była śmierć mojego dziadka, który tak jak babcia ma Stefanka dostał takiego udaru, który się dokonał. Jak lekarz Wam kiedyś powie: udar się dokonał, to wiedzcie, że to koniec jest, amen, ament, kaplica. U starszych ludzi wywiązuje się jeszcze wówczas mordercze zapalenie płuc. Śmierć następuje po około dwóch, trzech tygodniach.
Te trzy tygodnie nie są przyjemne dla oka i dla serca. Jaki pożytek zatem z obserwacji umierania, pytacie z ciekawością. Nie wiem jaki, odpowiem, Chyba żadnego. Się tak siedzi. Się tak żegna, tak patrzy, te łzy tak płyną. Tak jeszcze ten dziadek umie nawet mówić w czwartek, nawet jeszcze dość wyraźnie. I mówi, Kamilko dziękuję Ci, jesteś wspaniałą wnuczką. I ja go tak obejmuję za głowę i mówię przez te łzy, dziadziuś to ty jesteś wspaniałym dziadkiem i to ja ci dziękuję.. I tak się siedzi i się patrzy na siebie.
A potem w piątek przyjeżdżasz i ten dziadek już nie mówi, nie połyka bo następują jakieś mikroudary. I chce coś powiedzieć, ale nie umie, ale jeszcze walczy, a później go wywalają z tego szpitala, i to zapalenie płuc się pogłębia, paraliż się pogłębia, już się nie rusza już nie mówi nić i te oczy, które już wiedzą, że zgasną, i ta miłość wdzięczność i ból w odchodzącej pokorze i wstyd że nie umie odegnać tej śmierci a jest moim dziadkiem i to wszystko jest w jednym spojrzeniu.
A później przyjeżdża to pieprzone pogotowie i zabierają go jeszcze raz i traci zmysły i tak bardzo cierpi a pielęgniarki mówią niestety dziś jeszcze nie umrze ma za silne serce
A potem drugiego lipca dzwoni mama i mówi dziadek zmarł za dwadzieścia piąta
i to jest tak strasznie smutne
i to jest tak strasznie smutne że brak ci słów
i przez dwa miesiące nie umiesz napisać bloga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz